Po raz kolejny zaciekawieni lokalem przez Instagrama trafiliśmy do Panczo – lokalu, który skupia się na meksykańskich klimatach i drinkach. Wszędzie widoczne były czaszki charakterystyczne dla kultury Meksyku, podobnie jak przygotowywane przez nich posiłki. Co zamówiliśmy i jak smakowało? Sprawdź!
To, co przede wszystkim trzeba zaznaczyć, to to, że około godziny 20 w piątek Panczo jest bardzo zaludnione. Każdy stolik był zajęty. Nam trochę się przyszczęściło – akurat jak wchodziliśmy do lokalu, zwolnił się jeden stolik.
Na pierwszy rzut zamówiliśmy dwa drinki – Marakuja Chelada i Gipsy Disco.
Marakuja Chelada był dość kwaśny, ale całość naprawdę bardzo dobra. Gipsy Disco natomiast był słodkim drinkiem.
Siedząc w lokalu zauważyliśmy, że niektórzy dostają swoje drinki w czaszkach, my też chcieliśmy tego spróbować! Trochę zmroziła nas cena – 39 zł za sztukę. Drink nazywa się Mexican Bulldog XXL. Zamówiliśmy w dwóch wersjach – mango i truskawka.
Cały drink to tak naprawdę pokruszony lód, trochę alkoholu i piwo – Corona z dodatkiem soku. Wersja z mango była bardzo dobra. Druga natomiast z truskawką – chyba było tam za dużo pokruszonego lodu, przez co ciężko było nam w ogóle go wypić. O ile mango było bardzo dobre, tak truskawkowy drink dosyć mocno odstawał. Truskawka była ledwo co wyczuwalna i chyba nie powtórzylibyśmy tej propozycji.
W końcu się przemogliśmy i zamówiliśmy Taco z wołowiną, które widniało w menu Panczo.
Z całości najbardziej wyróżniał się smak kolendry, który zabijał smak każdego innego składnika. Placki nie są oszukiwane – tacosy w Panczo są podawane w prawdziwym kukurydzianym cieście. Najprawdopodobniej kuchnia meksykańska nie jest naszą ulubioną, dlatego raczej nie powtórzylibyśmy tych finger foodów.
Jak oceniamy Panczo przy ul. Wita Stwosza?